Pierwsze wersety pokazują mi Boga stwórcę. Pokazują Go w majestacie stworzenia, w potężnym działaniu, w obliczu którego, jestem absolutnie mały.
Teraz następuje pytanie: „Kto wejdzie na górę Pana, kto stanie w jego świętym miejscu?„. Ps 24,3
Pierwsze moje odczucie to, że jestem zbyt słaby, niegodny i, że to rzecz generalnie nie dla mnie.
Przecież to jest Stwórca wszelkiego stworzenia, który ot tak
”[ląd zasiedlony] wśród mórz osadził i położył, gotowy, nad rzekami„. Ps 24, 2
I tu pojawia się odpowiedź i promyk nadziei!
„Kto ma niesplamione ręce i czyste serce,
kto nie zużywa swego życia na to, co bezbożne,
kto nie składa fałszywej przysięgi przeciw swemu bliźniemu„. Ps 24, 4
No i promyk zgasł…
Bardzo chciałbym mieć niesplamione ręce i czyste serce, jednak rzeczywistość mnie weryfikuje.
Jestem słaby i grzeszny, i chociaż staram się bardzo, to nadal jestem grzesznikiem. Taki mamy klimat.
I tu nagle, ni z tego, ni z owego, pojawiają się jakieś bramy, i jakiś król, który chce w nie wkroczyć.
„To Pan silny i potężny,
Pan dzielny na wojnie”
„To Pan Zastępów, On jest królem chwały”
Promyk rozświetla się znowu, ale teraz jako potężne światło.
To „Światło na oświecenie pogan i chwałę ludu twego Izraela” [Łk 2,32]
To Jezus, który wkracza przez bramy do mojego życia. On rozdziera zasłonę, która oddziela mnie od „góry Pana”.
Daje mi śmiały przystęp do tej góry, poprzez swoją śmierć na górze.
To w Nim „Moc w słabości się doskonali” [2 Kor 12, 9]
I bez Niego nie da rady, serio.